(Co z tego, że ostatni post
powstał przed maturą, a w tej chwili jestem na finiszu pierwszego stopnia
studiów). Właściwie niewiele się zmieniło. Więc w sumie nie wiem, dlaczego tak
bardzo chcę mieć znów 17 lat. Albo chociaż 19. Jakbym mogła zostać
dwudziestojednolatką rok dłużej i nawet potem wskoczyć od razu na 23, też by
było OK. Z jakiegoś powodu nie lubię mieć parzystej liczby lat. Nie pytajcie
mnie dlaczego, nie ma sensownego wyjaśnienia. Zostały mi 3 tygodnie na
przygotowanie się do wieku podzielnego przez dwa. No trudno, jakoś to będzie.
Matematyki życia ciąg dalszy: mam
wrażenie, że prędkość upływu czasu wzrasta eksponencjalnie. W tym tempie ani
się obejrzę, a trzeba będzie żegnać się ze światem. Wiem, tragizuję. Najlepsze
lata mojego życia mam już za sobą, skóra traci sprężystość, a wzrok ostrość.
Dlatego też nie widzę nic złego w
kontynuowaniu bloga po trzech latach, bo te trzy lata trwały może trzy tygodnie.
Studia miały być najlepszym okresem mojego życia. Nikt mnie nie uprzedził, że
potrwa to miesiąc. Chyba trzeba będzie pójść na magisterkę, żeby utrzymać ten
stan jeszcze tydzień dłużej. Tonący brzytwy się chwyta. Po za tym miło będzie
przez ostatnie godziny życia być magistrem inżynierem geo- lub hydrotechniki.
Jeszcze nie zdecydowałam, mam dużo czasu.
Panie Albercie, jak to było z tą
względnością?