wtorek, 25 grudnia 2012

Święta, 5 kilo więcej, a za miesiąc studniówka


Czyli konsekwencje świątecznego obżarstwa. Wczoraj po Wigilii jeszcze zmusiłam się do wskoczenia w spodnie do biegania i ruszyłam truchcikiem do parku, ale dzisiaj już nie dałam rady. Może potem, jak chociaż trochę przetrawię wizytę u babci… Nie moja wina, że robi tak świetne sałatki z tak dużą ilością majonezu i mięsa...
Więc teraz czeka mnie miesięczny program odchudzania i już mnie brzuch boli na myśl o tych 100 brzuszkach dziennie. Dobrze chociaż, że bieganie i jazda na rowerze sprawia mi tyle przyjemności. A jutro może się przejadę na lodowisko? Choć najpewniej skończy się na tym, że z czekoladą w jednej ręce i słoikiem  Nutelli w drugiej stwierdzę, że to przecież nawet nie jest moja studniówka, nie musze wyglądać oszałamiająco, odchudzać się będę za rok. Ale ciii, chwilowo jestem pełna entuzjazmu i zapału do walki ze wstrętną tkanką tłuszczową (byle tej z cycków nie ruszać, ta na cyckach może zostać, w sumie to ją nawet lubię). 
Właściwie nawet nie było tak źle. Wczoraj na wigilii byłam z siebie dumna, kiedy po zjedzeniu barszczu, kawałka łososia i kilku pierogów odstawiłam talerz. Potem mały kawałeczek ciasta i tyle. Dzisiaj też nie było tragicznie, choć już nieco gorzej (no ale te sałatki babci…!). Niestety przeraża mnie jeszcze perspektywa jutrzejszych zrazów wołowych, a potem przecież Wrocław, tam zawsze jem tak dużo!
A właśnie, Wrocław. Tak naprawdę dopiero w czwartek dla mnie zaczynają się święta. Mam pięć dni obijania się w łóżeczku, przed komputerkiem (czyli tak właściwie dokładnie to samo, co robię teraz, z tą różnicą że we Wrocławiu będę miała do zestawu towarzystwo Macieja). Sylwester? Na rynku gra Hey i Lady Pank (i cała masa innego popowego gówna), ale i tak się nie wybieramy, wolimy cały wieczór pykać w Simsy (ewentualnie w Diablo). Plan idealny. Grunt, że będzie kogo pocałować o północy. Właściwie to już trzeci Sylwek z Maciejem, powinszowanie za to, że tyle wytrzymuje z Marzenką i jej głupimi pomysłami (to jest zestaw, nie można mieć tylko Marzenki albo tylko jej głupich pomysłów). Kolejnym plusem takiego witania Nowego Roku jest to, że nie będę musiała ubierać żadnej szałowej kreacji, w której mogłaby być widoczna moja ciąża spożywczo-świąteczna. 
Zobaczę, nie wykluczone, że w Pięknym Wrocławiu napiszę coś jeszcze, a jeśli nie to do przeczytania w przyszłym roku (badum tssy~).



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz